4 października 2006 08:01

Sage Symfonia Polish Karakorum Expedition – Pakistan 2006

Do kraju wróciły działające przez ostatnie cztery tygodnie w rejonie turni Trango dwie polskie wyprawy. W skład niezależnie działających zespołów wchodzili: Adam Pieprzycki i Marcin Szczotka (Polish Trango Tower Expedition), oraz Maciej Ciesielski, Jakub Radziejowski i Wawrzyniec Zakrzewski. Zespołom towarzyszył Grzegorz Mikowski.

Po trwającej 9 dni "kolorowej" podróży, spowolnionej przez problemy na Karokorum Highway (lawiny kamienne), dotarliśmy do bazy. Tutaj okazało się, że, jak to ostatnio na naszych wyprawach bywa, następne kilka tygodni spędzimy w bardzo nam odpowiadającym i bardzo wesołym towarzystwie Słoweńców.


Nasza baza (fot. Jakub Radziejowski)

Nasz zespół (Wawrzyniec Zakrzewski, Jakub Radziejowski i Maciej Ciesielski), działający w ramach Sage Symfonia Polish Karakorum Expedition – Pakistan 2006, za główny cel stawiał sobie poprowadzenie niezależnej nowej drogi na jednej z okolicznych turni. Konkretne decyzje mieliśmy podjąć na miejscu.


Maciek Ciesielski na rozgrzewkowej "Oceano Trango" na płytach ponad BC
(fot. Jakub Radziejowski)

Po wstępnej, trwającej kilka dni aklimatyzacji (spędzenie nocy w hiszpańskim namiocie na 4900 metrów) i rekonesansie (wycieczka do bazy pod Shipton Spire), nastąpiło pierwsze kilkudniowe załamanie pogody. Kilkugodzinne okna pogodowe wykorzystywaliśmy na wspinaczki po okolicznych głazach i drogach jednowyciągowych, powstałych w tym roku. W jedno ładniejsze przedpołudnie udało nam się wspiąć na rozgrzewkowej, także tegorocznej nowości – Oceano Trango, około 300 metrów, trudności do 6a. Ogólnie rzecz biorąc jednak, pierwszy tydzień pobytu w bazie to deszcz, zimno, gra w brydża, książki i dyskusje o wspinaniu – w Tatrach oczywiście. A także podziwianie potężnych lawin pyłowych, których podmuch dochodził aż do naszych namiotów…

W końcu "się lampi". Naszym celem staje się prawdopodobnie jeszcze dziewiczy szczyt znajdujący się na lewo od zdobytej dwa lata wcześniej przez Słoweńców – Gardy Peak.


Wawa na drugim wyciągi "PIA" (fot. Jakub Radziejowski)

5 września, około 8 rano, rozpoczynamy wspinaczkę, by o 17.00 zameldować się na szczycie. Nowa droga, którą otworzyliśmy, to około 540 metrów wspinania w terenie do VIII- (OS), 1 x A0. Miejsce A0 to wahadło z zapchanej ziemią rysy do jej sąsiadki po lewej. To właśnie dzięki "prawie tatrzańskiemu zatrawieniu" oraz nawiązaniu do nazwy sąsiedniego wierzchołka (Garda Peak) zdecydowaliśmy się ochrzcić nasz wierzchołek jako Garden Peak.  Sama droga została nazwana PIA, teoretycznie jest to skrót od  Pakistan International Airlines. Jednak wśród oczekujących na przelot tymi liniami cudzoziemców, nie rzadko dość zdenerwowanych, bardziej popularne jest rozwinięcie Pakistan Insallah Airlines, lub Please Inform Allah.


Schemat "PIA" na Garden Peak
(fot. Jakub Radziejowski)

Następne parę dni to odpoczynek po wspinaczce i przeczekiwanie jednodniowego załamania pogody. Dodatkowo, problemy żołądkowe nie sprzyjają planowaniu następnych wspinaczek.

W końcu, po bardzo przyjemnej, świętującej słoweńskie sukcesy imprezie, podjęliśmy próbę szybkiego (w tzw. stylu frenchfree) przejścia drogi Eternal Flame na Trango Nameless Tower (6239m). Ze względu na poważne problemy z aklimatyzacją u Wawy, wspinaczkę rozpoczęliśmy tylko we dwójkę, tzn. Maciek z Kubą.

Pierwszego dnia wspinaczki (niecałe 14h wspinania) udało nam się przejść 19 spośród 30 wyciągów i o zmroku dotarliśmy do tzw. Snow Ledge na wysokości ok. 6000m, gdzie spędziliśmy dość mroźny biwak. Ponieważ wspinaliśmy się praktycznie na lekko (brak maszynki do gotowania, jedna dziaba, jedne raki, adidasy etc.), poranne załamanie pogody i diametralne obniżenie temperatury sprawiły, że podjęliśmy zawsze ciężką decyzje o wycofie.

Po kolejnych kilku dniach brydża i opadów (tym razem już śniegu – zima ewidentnie nadchodziła) okazało się, że prognozy przewidują na nasze ostatnie trzy dni wyprawy poprawę warunków.


Na "Pretty Close" na Sadu Peak (fot. Jakub Radziejowski)

I tak, 17 września, powstała nowa droga środkiem pd.-zach. ściany Sadu Peak o trudnościach VII (OS) i długości około 430m. Ze względu na bliskość ściany w stosunku do bazy (15 minut podejścia) linia uzyskała nazwę Pretty Close. Jest to trzecia droga na tej ścianie.

Sadu Peak:

  1. Pretty Close (VII, 430m, 2006)
  2. Sadu (VII, 350m)

Droga Słoweńska Love, Love (VII, 2004) biegnie na lewo od Sadu

fot. Jakub Radziejowski

Dzień później, 18 września, udało nam się otworzyć kolejną nową linię. Tym razem jest to wariant do Severence Ridge, którą to rok temu przeszedł zespół nowozelandzko-kanadyjsko-amerykański. Jest to dla każdego z nas jedna z najbardziej wymagających skalnych linii, jakie udało nam się kiedykolwiek przejść.


Wawrzyniec Zakrzewski na pierwszym wyciągu "Let’s Go Home"
(fot. Jakub Radziejowski)

Severence Ridge biegnie granią opadającą z wierzchołka Trango Ri. W jej skład wchodzi co najmniej 5 wybitnych turni. Nasza wspinaczka (około 670 metrów) kończy się na I turni tejże grani (bez wejścia łatwym terenem na sam wierzchołek. Jej całkowicie niezależna cześć to około 200 metrów terenu o trudnościach sięgających VIII+ AF (1 wyciąg) i VIII OS (2 wyciąg). Kolejne 3 wyciągi do połączenia się z Severence Ridge oferują trudności rzędu VII/VII+, i to w takich specyficznych formacjach jak offwide, oraz 3 metry terenu C1.  Po połączeniu się z linią pierwszych zdobywców, trudności nie przekraczają stopnia VI+, z jednym miejscem A0.


Bardzo przybliżony przebieg drogi "Let’s Go Home"
(fot. Jakub Radziejowski)

Wspinaczka zajęła nam około 10h. Wariant ten nazwaliśmy Let’s Go Home. Jest to naprawdę przepiękne wspinanie w najróżniejszych formacjach, w bardzo dobrym granicie, który swą jakością nie ustępuje temu z Trango.

20 września rozpoczęliśmy karawanę powrotną.

Uczestnicy wyjazdu (Grzegorz Mikowski, Jakub Radziejowski, Wawrzyniec Zakrzewski i Maciek Ciesielski) pragną jeszcze raz serdecznie podziękować instytucjom i firmom, bez których wyjazd byłby niemożliwy: Polskiemu Związkowi Alpinizmu, sponsorowi tytularnemu – firmie Sage Symfonia, firmie Atest, a także Uniwersyteckiemu Klubowi Alpinistycznemu z Warszawy oraz KW Poznań.

Ogromne podziękowania za niezawodny sprzęt należą się też sponsorom sprzętowym – firmom: Marmot, Yeti, Montano, Hannah, Lhotse, Climbing Technology i Tendon, a także sponsorom wspierającym: Vasque, Sporting Brożyna-Travellunch, Maxim, FiveTen i Triop.

Działalność zespołu byłaby zdecydowanie ograniczona, gdyby nie doskonałe prognozy pogody sponsorowane przez agencję PAMIR.

Wsparcia udzieliły także: magazyn Góry, portale Wspinanie.pl i ONET, Spotkania z Filmem Górskim w Zakopanem, Krakowski Festiwal Górski oraz warszawskie Radio PIN.

Osobiście chciałbym podziękować jeszcze Prezydentowi Miasta Gdynia, Wojciechowi Szczurkowi – fundatorowi Nagrody im. Andrzeja Zawady, której jestem laureatem i która umożliwiła mi wzięcie udziału w tej ekspedycji.

Więcej zdjęć w galerii.

Oficjalna strona wyprawy: Sage Symfonia Polish Karakorum Expedition – Pakistan 2006.

Maciek Ciesielski

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum