30 listopada 2007 08:01

Bit&Bullder 4

W dniach 24-25 XI w katowickim Transformatorze odbyło się boulderowe święto o wdzięcznej nazwie Bit&Bullder, odsłona czwarta. Niesamowity klimat i pozytywne wibracje ściągnęły w tym czasie do Katowic rekordową liczbę 222 zawodników i zawodniczek z całej Polski i z Czech. Żeby mieć całkowity obraz rzeczywistości należy doliczyć rzesze ludzi mniej związanych z naszym sportem, którzy przyjechali, by oglądać widowisko i dobrze się bawić (nie tylko na wieczornej imprezie:-)


DJ Pazur (fot. Adam Karpierz)

Tak wielka liczba chętnych stała się prawdziwą próbą dla organizatorów. Podzielenie zawodników na 5 grup (każda po 2h) oraz luźna formuła „Trafo” zapobiegła katastrofie i dodała zmaganiom bardziej koleżeńskiej formy. 19 różnych problemów eliminacyjnych o różnych stopniach trudności sprawiły, że żaden startujący nie mógł narzekać. Syte zgięcia po krawądkach, odległe monostrzały, połogo – techiczne problematy, gdzie o zwycięstwie decydowała równowaga – to tylko część wyzwań przygotowanych przez lokalnych nieśmiertelnych.


Cezary Modrzejewski (fot. Adam Karpierz)

O wysokim poziomie zmagań może świadczyć fakt, że aż 12 wspinaczy w stosunkowo szybkim czasie pokonało wszystkie przystawki, poza jedną: siłową sekwencją po ściskach w dachu. Tu bonus zaliczyła jedynie nieliczna grupa startujących, a pokonanie terenu za bonusem zdawało się być czystą abstrakcją. Jedynie aktualny Mistrz Polski w prowadzeniu – Marcin Wszołek pokazał moc i zapas (niczym niegdyś Filip Babicz), pokonując to, co dla reszty było poza zasięgiem.

Tak duża liczba miejsc ex aequo spowodowała konieczność przeprowadzenia dogrywki półfinałowej o dość niestandardowej formie. Grupa męska miała do pokonania kilkunasto ruchowy i niezwykle finezyjny trawers, gdzie każdy chwyt był punktowany. Po krótkim czasie na patentowanie następowała jedyna próba, która miała wyłonić tylko 6 finalistów. Prawdziwe trudności trawersu ukazują szybkie porażki takich bohaterów, jak Łukasz Dudek czy Konrad Ociepka. Występ Andrzeja Mecherzyńskiego-Wiktora daje nadzieję na ujrzenie topu. Mechanior nonszalancko zmierza do końca, niestety nagle z niewiadomych przyczyn spada, choć utrzymuje, że jeszcze jest świeży.


Andrzej Mecherzyński-Wiktor w półfinale (fot. Adam Karpierz)

Wydaje się, że szóstka Pań została już ustalona. Jednak nieoczekiwanie w związku z przeciążeniem pleców, Kinga Ociepka odmawia startu w finale. O tym, która z dziewczyn ma zająć jej miejsce, ma zadecydować dodatkowa konkurencja. I tu niezwykłą pomysłowością i niecodzienną odwagą wykazali się konstruktorzy – problemem do załojenia okazała się gruba, plastikowa rura (!!), zawieszona na linie przy suficie. By dodać pikanterii, zmagania te odbyły się na czas. Po heroicznej walce i ściągnięciu niektórych części ubrań (tu doping publiczności stał się oszałamiający) triumfowała Olga „Ola” Niemiec przed Kasią Jurek.

Chwila wytchnienia i już zaczynamy dalsze zmagania. Nikogo nie dziwi, że zasady różnią się od tych oficjalnych z PZA. Każdy startujący losuje fragment ściany (1 zawodnik i 1 zawodniczka na każdej części). Za zadanie mają wymyślić swoje własne tytułowe baldery. Powinni mierzyć siły na zamiary, gdyż będą musieli go powtórzyć pod koniec, a w razie porażki przewidziane są liczne punkty karne! Najpierw zaczyna piękniejsza część naszego środowiska. Poziom jest niezwykle wyrównany, choć widać, że pojedynek o pierwsze miejsce toczy się między Nelly Kudrovą i Agatką Wiśniewską. W ostatecznym rozrachunku lepsza okazuje się być Czeszka. Na ostatnim stopniu podium staje Dominika Dupalova. Na uznanie zasługuje występ juniorki Marty Lenartowicz, która dzielnie i skutecznie robiła parametryczne ruchy wyższych rywalek monostrzałami!

Przed rozstrzygnięciem w męskiej grupie, została zrealizowana kolejna nowatorska konkurencja „niekoniecznie – wspinaczkowa”. Turniej skoku z odskoczni do klamy cieszył się gigantycznym zainteresowaniem. Niewykluczone, że ta dyscyplina przyjmie się szybciej na olimpiadzie, niż wspinanie na trudność-:). Niestety to, co dobre szybko się kończy i nasza odskocznia zostaje usunięta, na rzecz finału męskiej czołówki polskiego głazownictwa. Najbardziej zacięty pojedynek toczy się jak zwykle między Marcinem „Mariuszem” Wszołkiem i Andrzejem Mecherzyńskim-Wiktorem. Ci dwaj Krakowianie rywalizują ze sobą już od wieku nastoletniego, kiedy to razem zaczęli swoją przygodę ze wspinaniem w tym samym klubie, więc nic dziwnego, że żaden nie chce dać za wygraną. Idą łeb w łeb do momentu, gdy nagle Mariuszowi biceps złośliwie odmawia posłuszeństwa na atletycznym balderze numer 1 autorstwa Romana Główki. Jako że Andrzej nie miał większych trudności (poza trafieniem w chwyt) na tym samym kawałku sklejki, przejmuje prowadzenie, którego już nie oddaje do końca zawodów. Rudowłosy Krakowianin musi się zadowolić 2 pozycją. Zaraz za nimi uplasował się Jakub Jodłowski.

Jeszcze tylko rozdanie naprawdę atrakcyjnych nagród i Bit&Bullder 4 przechodzi do historii. Historii, która szybko nie zginie, a może nawet przerodzi się w legendę.  

Pełne wyniki zawodów i galeria zdjęć na: www.centrumtransformator.pl

Adam "Gaduła" Karpierz

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    nazwisko [1]
    trzecia była Dominika, a nie jak twierdzi autor Helena, Dupalova…

    30-11-2007
    krzysiek b