4 kwietnia 2008 08:01

Kinga Baranowska o Dhaulagiri i wyprawach w Himalaje

29 marca na Dhaulagiri (8167 m n.p.m.) wyruszył polski, kobiecy zespół młodego pokolenia – Kinga Baranowska oraz Katarzyna Skłodowska (zob. Polki wyruszają zdobywać ośmiotysięcznik).


Kinga i Kasia – już na miejscu (fot. arch. Kinga Baranowska)

Tuż przed wyjazdem udało nam się porozmawiać z Kingą Baranowską.


Kinga Baranowska (fot. arch. Kinga Baranowska)

Wspinanie.pl. – Mariusz Wilanowski: Kinga spotykamy się kilka dni przed Twoim wyjazdem na kolejną wyprawę w Himalaje, celem jest Dhaulagiri (8167 m), siódmy szczyt świata, najwyższy z tzw. niskich ośmiotysięczników. To twoje drugie z rzędu podejście do tzw. Białej Góry. Przybliż może na początek, kto jest w składzie wyprawy?

Kinga Baranowska: Jedziemy w kobiecym teamie – ja i Kasia Skłodowska z KW Olsztyn. Będziemy działać na jednym pozwoleniu razem z Czechami – Radkiem Jarosem oraz Zdenkiem Hrubym, bardzo dobrymi himalaistami.

Ale będziecie tworzyć osobny kobiecy zespół w ramach wyprawy polsko-czeskiej, można tak powiedzieć?

Tak można to ująć:) Radek i Zdenek przenoszą się potem na Annapurnę, a ja być może latem jeszcze ruszę do Pakistanu.

Na jesieni próbowaliście wejść na Dhaulagiri od strony północno-wschodniej drogą pierwszych zdobywców. Czy obecnie też chcecie działać na tej samej drodze, czy zmieniacie drogę?

Prawdopodobnie na tej samej drodze, gdyż pozostałe są niebagatelnie trudne. Jednakże, jeśli na miejscu okaże się, że warunki są lepsze na innej – to jesteśmy też na to z Kasią przygotowane. W zeszłym roku grań północno-wschodnia była bardzo ciężka, gdy dotarłam do bazy było nas 17 osób, po tygodniu już tylko 8, a na szczyt wychodziliśmy zaledwie we czwórkę. Mięliśmy trzydniowe okno pogodowe do wykorzystania, praktycznie bez aklimatyzacji poszliśmy od razu na szczyt. Dotarliśmy powyżej 8 tysięcy, ale dalej już było zbyt ryzykownie. Nie chcieliśmy tam spędzać nieplanowanej nocy, musieliśmy „ratować skórę”. Nikomu nie udało się wejść na wierzchołek już od paru sezonów. Wszystko po prostu zależy od tego, co zastaniemy na miejscu. Już się nauczyłam, by wcześniej nie mówić, że szczyt jest mega łatwy, albo jest tylko rozgrzewką przed czymś ambitniejszym, bo jak wiemy, góry potrafią bardzo szybko takich śmiałków nauczyć pokory, nawet jeśli droga z pozoru wydaje się łatwa.

Czy po zeszłorocznym odwrocie na Dhaulagiri rzeczą oczywistą dla Ciebie było to, że będzie to pierwsza góra, na którą wrócisz, czy też na ten rok miałaś inne plany, a niepowodzenie na Dhaulagiri spowodowało, że postanowiłaś ponownie wrócić na tą górę?

Ja w ogóle tego nie traktuję w kategorii niepowodzenia tylko jako coś, co albo trzeba powtórzyć albo powiedzieć, że teraz nie było warunków, nie udało się to próbuję po raz drugi. Więc tutaj było tak samo. Wiedziałam, że wrócę w momencie, gdy już schodziłam z tej góry. Nie wiedziałam tylko, czy w tym roku czy w przyszłym, ale na pewno na wiosnę. Niestety wspinanie się po raz wtóry na ten sam wierzchołek jest wliczone we wspinanie się w Himalajach, Piotr Pustelnik rusza teraz po raz czwarty na Annapurnę – i osobiście wierzę, że wróci ze szczytem tym razem.

No właśnie, w zeszłym roku byliście na jesieni i wtedy pora monsunowa przesunęła się na tyle, że warunki były bardzo ciężkie. Czego się spodziewacie na Dhaulagiri wiosną, jakie tam panują warunki wiosną?

Klimat, tak jak i wszędzie zmienia się też w Himalajach. Góry są dość nieprzewidywalne, więc jedynie możemy mieć wielką nadzieję, że już gorzej niż ostatniej jesieni nie będzie i że monsun skończy się o właściwej porze. Liczę, że na początku kwietnia dotrzemy do bazy, z czym też jest często problem, – bo przez French Pass nie da się czasem przejść i przez parę tygodni i zaczniemy sprawnie akcję górską. Będziemy na początku sezonu, a w bazie nie będzie jeszcze wielu ekip. Podobno wiosna jest korzystniejsza, jeśli chodzi o warunki atmosferyczne, liczę, że tak właśnie będzie.

Czy po przylocie na miejsce chcecie się zaaklimatyzować na jakimś niższym szczycie, czy od razu zaczynacie akcję na Dhaulagiri?

Nie będziemy się aklimatyzować gdzie indziej, tylko bezpośrednio, na Dhaulagiri. Chcemy do bazy, która jest prawie na 5 tys. metrów, wejść bardzo wolno, co będzie również naszą aklimatyzacją do tej właśnie wysokości.

Zeszłoroczny wycof 100 metrów poniżej szczytu wydaje się, zważywszy na warunki, jakie panowały na górze bardzo rozsądną i słuszną decyzją, ale czy nie czułaś gdzieś wewnątrz takiej sportowej złości, że było tak blisko i że można było wejść. Czy też przyjęłaś to jako coś normalnego z pokorą i powiedziałaś sobie wrócę tu jeszcze?

Sam się wspinasz, więc wiesz, że obrażanie się na górę ma niewielki sens. Wyczerpuje tylko nas samych. Ta decyzja była słuszna i cieszę się, że umiem takie decyzje podejmować, nie dostaję amoku właśnie te 100 metrów pod szczytem i nie ryzykuję życiem. Mam do czego wracać. Jeszcze kilka lat temu pewnie bym właziła tam na czworakach, ale teraz wiem, że to nie byłoby rozsądne. Biwaki powyżej 8 tys. metrów, jak wiesz, różnie się kończą. Poza tym nie należę do osób, które łatwo się poddają, więc ruszam teraz na wiosnę.

Dhaulagiri jest jednym z trzech ośmiotysięczników obok Manaslu i Kangdzendzongi, które nie mają polskiego kobiecego wejścia. Obecnie w Kathmandu przebywa wyprawa Anki Czerwińskiej, która dotrze do bazy około 10 kwietnia. Czy odczuwasz wewnętrzną presję, żeby być pierwszą polką na Dhaulagiri?

Nie. W górach rywalizacja się źle kończy, więc nie poddaję się takim myślom w ogóle. Mam zawsze wrażenie, że góra „słyszy” takie niepokorne i butne myśli i kara takich „śmiałków”. Poza tym, jak wiesz, jadę właśnie w teamie kobiecym. Gdy Kaśka do mnie zadzwoniła i się zapytała, czy możemy razem pojechać, bez wahania odpowiedziałam, że spoko. Będzie fajnie, jeśli razem staniemy na szczycie Dhauli. Wtedy też będzie okazja, by się cieszyć. Teraz trzeba się skupić na górze.

Czy dopuszczasz myśl o współpracy z innymi wyprawami, jeśli okazałoby się, że działacie na tej samej drodze w celu połączenia sił?
Jasne. Zawsze sobie ludzie pomagali w górach, gdy zachodziła taka potrzeba.

Twoim partnerem na ostatnich wyprawach był Dodo Kopold, znakomity wspinacz ze Słowacji, który ma w dorobku dużo świetnych przejść zarówno w górach wysokich, jak i niższych . Czy czujesz, że mocny partner na drugim końcu liny wpływa na twój sposób działania w górach, czułaś, że jesteś w stanie więcej zrobić?

Dodo jest najlepszym wspinaczem, z którym miałam okazję kiedykolwiek się zetknąć i działać razem w teamie. Zawsze, gdy człowiek wspina się z kimś lepszym, to na tym korzysta – w sensie jest w stanie wiele się nauczyć i nabyć mnóstwo cennego doświadczenia. Kwestia tylko, czy ktoś chce się uczyć. Myślę, że Dodo wiele mnie nauczył np. tego, że jestem w stanie wyjść z bazy bezpośrednio na 8 tysięcy. Na szybko i lekko. Tego też trzeba się nauczyć, wiedzieć jak się przygotować do takiego wyjścia i jak je taktycznie zaplanować.

W dotychczasowych twoich wejściach na ośmiotysięczniki działałaś w zespołach z mężczyznami. Czy uważasz, że tak mała ilość zespołów stricte kobiecych działających w ogóle w Himalajach bierze się z tego, że ciężko znaleźć dla siebie równoważną partnerkę, czy to jest też trochę obawa przed siłą takiego zespołu na 8000 metrów?

Tak, działałam głównie w zespołach męskich, gdyż Polek wspinających się w Himalajach jest jak na lekarstwo. Byłam swego czasu na Cho Oyu z Sylwią Bukowicką (i Marcinem Miotkiem), byłam też w ramach moich przygotowań przed Nanga Parbat z Martyną Wojciechowską na Denali. Anka Czerwińska realizuje swój plan, no i nie ma już więcej kobiet w naszym kraju, które by się wspinały wysoko. Teraz jadę z Kasią i myślę, że stworzymy fajny zespół.

Czy jest jakiś cel w górach wysokich, który bardo chciałabyś osiągnąć, do którego dążysz?

Mój główny cel to się rozwijać w górach, nabierać coraz więcej doświadczenia, wspinać się w coraz lepszym stylu, na tyle na ile pozwolą mi czas i umiejętności. Właśnie takim krokiem była ściana Diamir na Nanga Parbat w zeszłym roku. Nowych dróg w Himalajach podejrzewam robić nie będę, bo osób, które na to stać – jest na świecie zaledwie kilka i są to osoby wybitne. W Polsce taką osobą jest np. Wojtek Kurtyka. Wspinanie się nawet terenem trójkowo-czwórkowym na wysokości pow. 8 tys. metrów jest nie lada wyzwaniem.

Czy poza Dhaulagiri masz jeszcze w planach jakiś wyjazd w tym roku w góry wysokie?

Myślę jeszcze o Gasherbrumach w tym roku. Umówiliśmy się z Dodo Kopoldem, że to będzie nasz następny cel. Jednakże to dopiero latem, teraz skupiam sie maksymalnie na Białej Górze.

Dziękuję Ci za rozmowę.

Dziękuję.

Wilan

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum