6 października 2008 08:01

Eiger a sprawa polska – Cz. 3

W trzeciej części cyklu o Eigerze przedstawiamy kulisy działalności polskich zespołów na północnej ścianie. Z pewnością w historii polskiej eksploracji Alp można znaleźć ściany cieszące się większą popularnością niż Eiger. Co prawda Polacy począwszy od lat 60. zaczęli pojawiać się pod północną ścianą, ale nie w takiej skali, jak to miało miejsce choćby w Chamonix. Czy za takim stanem rzeczy stał mit słynnej „mordwand”, czy też po prostu mniejsza popularność regionu Berner Oberland – zapewne jedno i drugie. Bowiem atrakcyjności północnej ścianie Eigeru odmówić nie można.

Być może niniejszy cykl spowoduje, że więcej polskich zespołów zdecyduje się na pokonanie mitycznej ściany którąś z istniejących dróg  lub nawet pokusi się o wytyczenie nowej drogi, zapisując się tym samym w historii podboju ściany. Nie należy bowiem zapominać, że możliwości eksploracyjne północnej ściany Eigeru wciąż są duże, o czym świadczą pojawiające się co jakiś czas informacje o wytyczeniu kolejnej nowej linii.


PATRON CYKLU
ARTYKUŁÓW O HISTORII
ZDOBYWANIA EIGERU

  • 1957 (wejście) Zachodnią Flanką (10-12.08.1957)

Pierwszy kontakt Polaków z Eigerem, choć nie ścianą północną – która najbardziej nas interesuje, miał miejsce na obozie alpejskiego Klubu Wysokogórskiego zorganizowanego w Alpach Berneńskich. Podczas obozu ośmiu uczestników wyjazdu: K. Berbeka, J. Hajdukiewicz, Z. Rubinowski, A. i Z. Skoczylasowie, T. Rogowski, T. Nowicki i Karol Jakubowski brało udział w akcji ratunkowej na Eigerze, dokonując przy okazji wejścia na szczyt Zachodnią Flanką.

  • 1961 (przejście) Droga Klasyczna

Historia podboju północnej ściany Eigeru przez polskich wspinaczy zaczyna się w roku 1961. Wtedy też w malowniczy Berner Oberland zawitała grupa polskich wspinaczy w składzie: Stanisław Biel, Jan Długosz, Czesław Momatiuk i Jan Mostowski. Pierwszą próbę wraz z Anglikami Boningtonem i Whillansem przeprowadzają Długosz i Momatiuk, którzy docierają pod monolit Rote Fluh, gdzie biwakują. Jednak fatalne warunki w ścianie nie pozwalają na kontynuowanie wspinaczki.


Jan Długosz i Chris Bonington przed Trudną Rysą,
podczas próby zakończonej niepowodzeniem
(fot. Jan Mostowski)

Okres złej pogody, kończąca się żywność i pieniądze powodują, że członkowie zespołu rezygnują z Eigeru i rozjeżdżają się w różnych kierunkach. Dwójka Biel-Mostowski udaje się pod Matterhorn, gdzie dokonuje pierwszego polskiego przejścia północnej ściany. Po zejściu na dół wraz ze spotkanymi Czechami zabierają się ich samochodem do Grindelwaldu. Przejście północnej ściany Eigeru znów staje się realne.

Po przezwyciężeniu problemów z kończącymi się wizami, 31 sierpnia udaje im się stanąć ponownie pod wejściem w Drogę Klasyczną. Tu spotykają dwóch młodych Szwajcarów Kurta Grüttera i Seppa Inwylera i postanawiają wspinać się razem w dwóch dwójkowych zespołach. Dolną część ściany przechodzą z lotną asekuracją. Dopiero od Trudnej Rysy zaczynają się asekurować na sztywno.


Stanisław Biel po przejściu Trawersu Hinterstoissera
(fot. Jan Mostowski)

Na Pierwszym Polu Lodowym spotykają schodzących z góry dwóch wspinaczy, z których jeden źle się poczuł. Trawers Hinterstoissera pokonują dzięki pozostawionym tam „stałym” linom. Drugie Pole Lodowe oferuje skrajne warunki wspinaczkowe – od śniegu, w który można wbić czekan, do szklistego twardego lodu wymagającego rąbania.

Stanisław Biel tak opisywał wspinaczkę przez Drugie Pole Lodowe [W Północnej Ścianie Eigeru, Taternik 3-4/1966]:

O godzinie 14 osiągamy Drugie Pole Lodowe, którego nachylenie przekracza 55 st. Po kominie wydaje się ono połogie. Ma 200m wysokości, a śnieg pokrywający jego dolną część jest naszpikowany odłamkami skał.

Popołudnie. Na wierzchołku słońce wytapia coraz to nowe kamienie. Zdążyliśmy się już oswoić z tą ciągłą kanonadą. Ostre i przenikliwe świsty małych, lecących z wysoka kamyków, głuchy warkot przecinającego powietrze głazu, łoskot urywających się sopli – to denerwująca muzyka ściany. Czasami okrzyk trafionego towarzysza przerywa ją dysonansem.

Wyżej pojawia się „verglas”. Napięcie psychiczne wzrasta, staje się wprost nie do wytrzymania. Wyrąbywanie stopni, uważne przenoszenie ciężaru ciała na szklistej tafli lodu pod gradem kamiennych i lodowych pocisków zdaje się przerastać nasze możliwości.


Podczas przechodzenia przez Drugie Pole Lodowe
(fot. arch. Jan Mostowski)

Biwak wypada wcześniej niż planowali. Warunki w ścianie i asekurowanie poruszających się wolniej Szwajcarów spowolniło tempo wspinaczki.

Drugiego dnia po biwaku Szwajcarzy oznajmiają, że zaraz wyruszą. Biel i Mostowski szybko poruszają się do góry i po 120 metrach wspinaczki osiągają Biwak Śmierci. Wtedy dochodzi do nich z dołu głos Szwajcarów, którzy oznajmiają, że wycofują się z powodu złego samopoczucia Grüttera. Sytuacja komplikuje się, ponieważ Szwajcarzy posiadają większość sprzętu Polaków. Oba zespoły umawiają się, że Szwajcarzy przekażą sprzęt dostrzeżonej poniżej dwójce wspinaczy, którzy szybko poruszali się do góry. Nie czekając na doniesienie sprzętu, Biel i Mostowski ruszają dalej i z jednym hakiem lodowym oraz dwoma skalnymi pokonują trzecie pole lodowe – wielki płat lodu o nastromieniu 60 st.

Po dojściu do Rampy zdziwieni zauważają, ze dochodzą do nich Inwyler i Grütter, który pokonał chwilową słabość i postanowił jednak kontynuować wspinaczkę. Pod koniec Rampy dochodzą do nich także kolejni dwaj wspinacze (szybko poruszająca się dwójka Strickler i Schlommer). Od tej pory wszyscy poruszają się razem. Na stanowiskach tworzą się zatory, a tempo wspinaczki spada, cały czas na prowadzeniu polska dwójka.

Pod koniec Rampy zaskakuje ich lawina kamienna.

Właśnie Mostowski zniknął nad ścianką, gdy powietrze przeszył świst lecących kamieni. Był głośniejszy niż zwykle. Rozpaczliwie przytuliliśmy się do skały. Kamienny deszcz nie oszczędza nikogo. Cały chciałbym się schować pod hełm, ale nawet ten nie zabezpieczyłby przed głazami lecącymi wśród szutru. Lawinka szła długo. Gdy ucichła, szukamy się spojrzeniami. Nieprawdopodobne – skończyło się tylko na sińcach.

Kolejny biwak wypada na końcu Rampy, w nocy zaczyna psuć się pogoda. Na Trawersie Bogów prowadzenie przejmuje dwójka Strickler-Schlommer. Podczas pokonywania Pająka trafieni kamieniami zostają Grütter i Biel. Obaj są poturbowani, ale idą dalej o własnych siłach. Po przejściu Rys Wyjściowych osiągają Biwak Cortiego i łatwiejszy, ale bardzo kruchy teren, narażony cały czas na spadające kamienie. Jeden z takich kamieni najpierw rozcina rękę Inwylerowi, a chwilę później kolejny trafia go w kolano zupełnie wyłączając z akcji. Polacy pomagają Szwajcarowi we wspinaczce. Po osiągnięciu grani Mittelegi i przejściu ostatnich metrów osiągają wierzchołek o godz. 18.30. Kolejny biwak w zejściu nie jest już w stanie przyćmić wielkiej radości z przejścia ściany.

Dla Stanisława Biela i Jana Mostowskiego, jak i dla polskiego alpinizmu, był to wyjątkowy sezon. Dwójka ta dokonała w ciągu trzech tygodni przejścia dwóch najpoważniejszych północnych ścian w Alpach – wyczynu, który do dzisiaj budzi najwyższe uznanie.

  • 1963 (próba) próba wytyczenia Direttisimy

Idea poprowadzenia możliwie idealnie prostej drogi do wierzchołka przyświecała wielu zespołom. Na przełomie lat 50. i 60. było co najmniej kilka prób wyprostowania biegnącej w dużej mierze trawersami Drogi Klasycznej z 1938 roku, prowadząc drogę wprost od Żelazka do Pająka, z pominięciem Rampy i Trawersu Bogów.

Zimą 1963 roku pod ścianą pojawił się zespół Czesław Momatiuk i Jan Mostowski z zamiarem wytyczenia linii idealnej, na północnej ścianie – Direttissimy Eigeru. Po trzymiesięcznym (!!!) oczekiwaniu na warunki, pomimo nie za dobrych prognoz, 30 kwietnia weszli w ścianę.

Planowana linia drogi w dolnej części pokrywała się z próbą Sedlmayera i Mehringera z 1935 roku, potem wprost do Pająka i dalej nieco w prawo na wyraźny podszczytowy filar, który wyprowadzał na wierzchołek. Pomimo ciężkich plecaków (przewidywali 10 dni akcji w ścianie, ale przygotowali się na więcej) poruszali się dość sprawnie i dolną nie najłatwiejszą część ściany pokonali w cztery godziny. O godzinie 10 osiągnęli podstawę progu poniżej pierwszego pola lodowego i po prawie czterogodzinnej wspinacze pokonali 50 metrowy odcinek częściowo przewieszonej, kruchej ściany. Wtedy nadeszło załamanie pogody, które zmusiło Polaków do założenia biwaku w nadziei na przeczekanie burzy.

Rankiem następnego dnia pomimo ładnej pogody okazało się, że po nocnej burzy śnieżnej cała północna ściana jest szczelnie oblepiona śniegiem i o kontynuowaniu wspinaczki nie mogło być mowy. Pozostawał odwrót. Po odzyskaniu poręczówki rozpoczęli zjazdy. Podczas trzeciego, stumetrowego zjazdu wydarzył się wypadek, który trwale zapisał się w historii podboju północnej ściany Eigeru. Po założeniu kolejnego stanowiska zjazdowego i jego obciążeniu, Mostowski „wyciągnął” stanowisko i na oczach przerażonego Momatiuka zaczął spadać. Odbijając się od półek z odcinkami wolnego lotu, dochodzącymi do kilkudziesięciu metrów, spadł 500 metrów do podstawy ściany. Momatiuk pozostał w ścianie sam bez kawałka liny, z pomocą której mógłby zejść bądź zjechać. Jakimś cudem udało mu się zejść ze ściany i rozpocząć pod ścianą poszukiwania ciała swojego partnera. Odnalazł Mostowskiego w dwumetrowej głębokości dziurze, którą jego ciało wybiło w zaspie u podnóża ściany. Wtedy też wydarzył się drugi cud, bowiem Mostowski zaczął się poruszać, a nawet wstał i zaczął rozmawiać z oniemiałym ze zdziwienia Momatiukiem.

Z 500 metrowego lotu do podstawy ściany Polak wyszedł praktycznie bez większych obrażeń! O cudownym ocaleniu Mostowskiego, czemu trudno się dziwić, rozpisywała się ówczesna prasa wspinaczkowa. Direttissima północnej ściany Eigeru musiała poczekać jeszcze 3 lata. Wtedy pojawił się pod ścianą międzynarodowy zespół pod kierownictwem Johna Harlina II, dla którego ściana nie była niestety tak łaskawa, jak dla Polaka.

  • 1968 (zrobiona) Nowa droga północnym filarem (28-31.07.1968)

W 1968 roku na północnej ścianie Eigeru były już poprowadzone cztery drogi. Polacy mieli za sobą powtórzenie (w 1961 roku) Drogi Klasycznej i próbę poprowadzenia nowej drogi (w 1963 roku). Tym razem uwagę Polaków przyciągnął dziewiczy, północny filar reklamowany, jako jeden z ostatnich wielkich problemów Alp. Zespół polski w składzie Krzysztof Cielecki, Tadeusz Łaukajtys, Ryszard Szafirski i Adam Zyzak po wcześniejszym wejściu na szczyt zachodnią flanką w celu rozpoznania drogi zejściowej i dokonaniu rekonesansu w dolnej części filara, 28 lipca wszedł w ścianę. Polacy od samego początku robili w ścianie 80 metrowe wyciągi dochodząc do wniosku, że poruszanie się w tak ogromnej ścianie 40 metrowymi wyciągami byłoby szaleństwem.

Jeden z uczestników przejścia, Tadeusz Łaukajtys wspomina w opowiadaniu „Na północnym Filarze Eigeru”:

Wreszcie zaczyna się solidna robota. Przed nami zalany wodnym lodem kominek. […] Czas szybko biegnie i około godziny 16 osiągamy wygodne półki ponad pierwszym uskokiem. Porzucenie pierwotnego planu szturmowania uskoku wprost okazuje się nadzwyczaj słuszne. Czekałoby nas na nim kilka dobrych wyciągów hakówki w kruchej i przewieszonej skale.

Po niedługim odpoczynku startujemy w kierunku rampy biegnącej ukośnie przez drugi uskok filara. Stanowi ona jeden z kluczowych odcinków planowanej drogi. Mamy tu pierwszą próbkę kruchości skały. Trudności techniczne IV-V, kruchość co najmniej V+. Szóstki w tej skali czekają na nas w podszczytowych skałach. Tempo wspinaczki słabnie. Około godziny 19 zwycięża chęć wygodnego spędzenia nocy. Rozpinamy liny poręczowe i schodzimy z powrotem na owe wygodne półki nad pierwszym uskokiem. Z kamieni mościmy dwa łoża i próbujemy ulokować się po dwóch w jednym śpiworze […] biwak i tak jest luksusowy.

Drugi dzień to wspinaczka górną częścią rampy, zamkniętą od góry kruchą przewieszką. Skała jest bardzo krucha, w ruch idą haki i ławki. Potem pole śnieżno-lodowe zdające się nie mieć końca. Przed trzecim uskokiem kolejny biwak, nie tak komfortowy, jak ostatni. Rankiem następnego dnia pojawiają się wątpliwości, co do kierunku dalszej wspinaczki.

Według naszych obserwacji z dołu, trzeci uskok kończył się grańką śnieżną. Teraz widzimy, że graniek jest kilka, z obydwu naszych stron. Nad nami z wdziękiem rozpina się pionowa bariera skalna, udekorowana pięknie lśniącym lodem i nie rokująca szans przejścia. Próbujemy ją obejść z lewej strony; 80 metrowa lina, stanowisko z dwóch kiwających się „listków”, do tego strome piątkowe płyty przykryte warstwą osuwającego się śniegu. Zabiera nam ten trawers kilka godzin. Wreszcie skalnym kominkiem wydostajemy się ponad barierę.

Wydaje się, że droga do wierzchołka stała otworem, ale do przejścia pozostało jeszcze monstrualne 600 metrowe pole lodu, przez które trzeba było się przerąbać. Kolejny biwak w środku pola i kolejny dzień katorżniczej pracy. Podszczytowe skały okazały się jak na złość potwornie kruche.

Pokonujemy kilka wyciągów w tej szkaradnej kruszynie. Większość prób wbicia haka kończy się furkotem chmary kamieni.

Wreszcie Polacy osiągają grań i 31 lipca o godzinie 18 stają na upragnionym wierzchołku Eigeru.

Nowa polska droga na północnym filarze Eigeru stała się faktem. Nie obyło się przy okazji bez małego zgrzytu, którego skutki pokutują w części alpinistycznej prasy do dnia dzisiejszego. Po zejściu ze ściany polski zespół spotyka na Kleine Scheidegg zespół alpinistów z Toni Hiebelerem na czele, którzy oznajmili, że oni również zrobili nową drogę północnym filarem Eigeru. Po wspólnym przejrzeniu zdjęć i konsultacjach ustalono, że droga Niemców częściowo pokrywa się z drogą Polaków. Jednak w dużej części autonomiczne odcinki pozwalają określić obie drogi niezależnymi. Wspólnie zdecydowano, że dla łatwiejszej orientacji droga polskiego zespołu będzie nazywana Droga Polską.

Parę dni później w lokalnej prasie zaczęły ukazywać się pierwszostronnicowe artykuły mówiące o wspaniałym sukcesie Niemców, którzy jako PIERWSI pokonali północny filar Eigeru. Mocno zdenerwowani Polacy sporządzili dokładny opis drogi, przygotowali zdjęcia i z tym wszystkim udali się do Chamonix, gdzie o wszystkim opowiedzieli miejscowym wspinaczom i dziennikarzom. Ci obiektywnie stwierdzili, że oba zespoły zrobiły filar, ale Polacy biorąc pod uwagę datę wejścia w ścianę i osiągnięcia wierzchołka, uczynili to pierwsi. Niestety część prasy niemieckiej (i nie tylko) do dzisiaj traktuje drogę polskiego zespołu, jako wariant do drogi przebytej przez zespół Hiebelera, niemniej fakty pozostają faktami i to one mówią same za siebie.

  • 1973 (przejście) pierwsze kobiece przejście Drogi Hiebelera

W 1973 roku pod Eigerem pojawił się kobiecy zespół z Polski. Po aklimatyzacyjnym wejściu na Eiger Granią Mittelegi (15 sierpnia) zespół Stefania Egierszdorf, Danuta Gellner (Wach) i Wanda Rutkiewicz postanowił spróbować swoich sił na drodze Hiebelera, Maschkego i braci Messnerów wiodącej północnym filarem Eigeru. Droga ta od momentu jej poprowadzenia w 1968 roku nie miała powtórzenia, cel więc był nadzwyczaj ambitny. W ścianę alpinistki weszły 19 sierpnia i dzięki szybkiemu tempu dość szybko zdobywały wysokość. Powyżej pierwszego pola lodowego napotkana kruszyzna i lejąca się ścianą woda spowodowały, że zespółi poruszał się własnymi piątkowymi wariantami, które znacznie utrudniały wspinaczkę.


Podczas przechodzenia jednego z pól lodowych
(fot. www.jkw.pl)

Drugiego dnia trudności wzrosły. Bardzo niebezpieczne okazały się liczne trawersy, które znajdowały się pod ostrzałem lawin kamiennych. Ten dzień tak wspomina Danuta Gellner (Wach) (Zielone Łąki Alpiglen, Taternik 4/1973):

Trudności duże, ale to nie one stanowią główny problem: wciąż brak jest szczelin. Zielonkawy lód wyrównał spękania ściany, wyszlifował ją, jak lustro. Raki w takim terenie nie chcą się trzymać.

Robię ostrożnie kilka kroków, wciąż jest tak samo – dopiero śruba poprawia mi samopoczucie. Nad głową ciemnieje skalny mur, musimy pod nim przetrawersować. Stoimy ze Stenią na stanowisku, Wanda kilka metrów nad nami skubie lód czekanem. Przesuwam w palcach luz liny i nagle zamieram: w dłoni trzymam żyłę przeciętą niemal na dwoje.

– Stenia, lina przecięta!
– Kiedy to się stało?
– Chyba na trawersie, tam tak leciały kamienie!

Miny nam rzedną, znów się pojawia zwątpienie. Drżącymi palcami wiążemy przecięte sploty.

– Luuz – krzyczy Wanda – luz!

Trzeciego dnia, po pokonaniu ostatnich skalnych trudności, nadszedł czas na przejście długich pól lodowych, które dzięki dobremu sprzętowi udało się w większości pokonać bez rąbania stopni. Kolejny biwak jest najtrudniejszy z dotychczasowych. Daje o sobie znać zmęczenie, przemoczone ubrania i odmrożone stopy, na które skarży się zwłaszcza Rutkiewicz.


Stefania Egierszdorf i Danuta Gellner (Wach) na ostatnich metrach północnego filara Eigeru
(fot. Wanda Rutkiewicz/www.jkw.pl)

Około południa czwartego dnia wspinaczki zespół po pokonaniu kilku wyciągów w terenie mikstowym, miejscami bardzo kruchym i ryzykownym i po przejściu ostatniego fragmentu grani Mittelegi stanął na szczycie Eigeru. Przejście Polek było nie tylko pierwszym (w dodatku kobiecym) powtórzeniem Drogi Hiebelera i towarzyszy, ale też pierwszym przejściem północnej ściany Eigeru w zespole czysto kobiecym.


Wanda Rutkiewicz i Danuta Gellner (Wach)
na wierzchołku Eigeru
(fot. www.jkw.pl)

  • 1974 (próba – wypadek) Droga Klasyczna

Rok później, w sierpniu 1974 roku ma miejsce próba przejścia Drogi Klasycznej. Dwójka Władysław L. Woźniak i Wojciech Dzik weszli w ścianę 14 sierpnia i dolny, łatwiejszy fragment ściany pokonali dość szybko. Po południu, z uwagi na niebezpieczeństwo lawin kamiennych, Polacy zmienili trochę drogę przejścia Drugiego Pola Lodowego. W takt spadających kamieni poruszali się szybko, rezygnując z zakładania i tak wątpliwej jakości asekuracji. Około godz. 15 prowadzący Woźniak tuż przed ostrogą, na której zamierzał założyć stanowisko, obsunął się kilkadziesiąt metrów spadając poza obręb pola lodowego. Pomimo doznanej kontuzji nogi udało mu się podejść z pomocą liny do partnera i założyć na wyrąbanej platformie biwak. Wieczorem Polacy zostali dostrzeżeni przez patrolowy helikopter i następnego dnia zostali ewakuowani ze ściany przez ratowników. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie.

  • 1977 (próba) Droga Hiebelera

W marcu 1977 roku została podjęta próba przejścia Drogi Hiebelera na północnym filarze przez zespól Jerzy Łabęcki, Zbigniew Dudrak, Marek Głogoczowski i Bogdan Strzelski. Niestety z powodu załamania pogody podjęto decyzję o wycofaniu się ze ściany.

  • 1977 (próba) Droga Klasyczna

Drugie polskie przejście Drogi Klasycznej na Eigerze stało się celem warszawskiego zespołu Janusz Skrzyszowski i Jacek Tafel. W ramach obozu KW Warszawa próbowali oni, wykorzystując krótkie okno pogodowe, przejść jako drugi polski zespół drogę pierwszych zdobywców. Pomimo pechowego posłania na dół jednego z plecaków z jedzeniem i gotowaniem, zespół kontynuował wspinaczkę.

Gdy znajdują się ponad Rampą, zaczyna padać śnieg. W dodatku bez zgubionego schematu zespół nie może odnaleźć wejścia w Trawers Bogów. To wszystko sprawia, że postanawiają się wycofać. Nie jest to łatwe, ponieważ wycofy znad Rampy uważane były za bardzo problematyczne, jeśli nie niemożliwe. Dwójka zjechała w linii Direttissimy Harlina i szczęśliwie dotarła do okna kolejki, którym wydostała się ze ściany.

  • 1978 (próba) Droga Hiebelera

Zimą 1978 roku miała miejsce kolejna polska próba przejścia Drogi Hiebelera. W dniach 12-16 marca zespół Aleksander Lwow, Jerzy Zając i Bernard Wilkosz-Erdtracht weszli w drogę, ale duże opady śniegu uniemożliwiały im wspinaczkę filarem. Doszło do tego, że po kolejnym załamaniu pogody w nocy z 15 na 16 marca oczekiwali poprawy pozwalającej już nie tyle na kontynuowanie wspinaczki, ile na wycofanie się ze ściany. Dopiero 16 marca śnieg przestał padać i możliwe stało się wytrawersowanie do Drogi Laupera, a następnie zejście nią ze ściany. Zespół spędził na filarze w sumie pięć dni, z czego tylko dwa się wspinając.

  • 1978 (zrobiona) Droga Klasyczna

W lutym 1978 roku celem zespołu PZA w składzie Andrzej Czok, Walenty Fiut, Janusz Skorek i Jan Wolf była Direttissima Harlina. Już na miejscu od przypadkowo spotkanych pod ścianą Francuzów dowiedzieli się, że od kilku dni poręczują oni w ośmioosobowym zespole drogę, będącą pierwotnym celem Polaków. Zdecydowano zmienić cel na Drogę Klasyczną, która do tej pory miała około sześciu przejść zimowych, z czego najszybsze trwało 5 dni.

Polacy weszli w ścianę 1 marca i po pokonaniu kompletnie zalodzonej Trudnej Rysy dotarli do Trawersu Hinterstoissera, którego przejście okazało się ryzykowne. Trawers był pokryty warstwą niemal pionowego firnu i słabego lodu, przykryte były też liny poręczowe, które latem bardzo ułatwiają przejście tego odcinka. Biwak wypadł na Pierwszym Polu Lodowym. Następnego dnia wyjątkowo trudne okazało się przejście z Pierwszego na Drugie Pole Lodowe. Drugi biwak wypadł w miejscu Biwaku Śmierci. Trzeci dzień to przejście Trzeciego Pola Lodowego i siedmiu wyciągów w Rampie, po której Polacy zdołali dojść do początku Trawersu Bogów. Tu, na maleńkich wyrąbanych w lodzie platforemkach założyli kolejny biwak.

Czwarty dzień wspinaczki tak opisuje Janusz Skorek (Zimowy Obóz Pod Eigerem; Taternik 2/1978):

4 marca pokonaliśmy najpierw Trawers Bogów (4 wyciągi w stromym i twardym lodzie, przykrywającym kruche skałki), a następnie tzw. Pająka – dość łatwe pole lodowe o nachyleniu 45°. W południe rozpoczęliśmy forsowanie Rys Wyjściowych (9 wyciągów V). Skałę cały czas przykrywała warstwa naciekowego lodu. W czasie, gdy pokonywaliśmy ostatni komin, nastąpiło załamanie pogody połączone z opadem śniegu. Momentalnie całą ścianą zaczęły schodzić lawiny pyłowe. O godz. 18 doszliśmy do podszczytowych pól lodowych, które przeszliśmy już w świetle latarek czołowych.

Następnego dnia, po przejściu łatwej grani, wspinacze osiągnęli wierzchołek Eigeru. Było to najszybsze na ówczesne czasy przejście zimowe Drogi Klasycznej i dopiero drugie polskie przejście tej klasycznej linii. Warunki zastane w ścianie były bardzo ciężkie – na całej drodze Polacy znaleźli zaledwie 30 metrów skały wolnej od lodu lub śniegu.

  • 1979 (próby) Droga Hiebelera

Zimą 1979 roku miały miejsce trzy polskie próby na Drodze Hiebelera – wszystkie nieudane z powodu złej pogody.

  • 1980 (zrobiona) Droga Hiebelera i Droga Klasyczna

W styczniu 1980 roku pod Eigerem pojawił się zespół w składzie Zbigniew Dudrak, Tadeusz Preyzner, Bogdan Strzelski i Jerzy Zając biorący udział w obozie centralnym PZA. W dniach 8-16 lutego jako jeden zespół wspinali się w linii wcześniejszych prób zespołu czechosłowackiego z zamiarem wytyczenia nowej drogi. Jednak z uwagi na pokrywającą całą ścianę szadź i po zdaniu sobie sprawy z tego, że w takich warunkach na ukończenie drogi nie starczy im czasu, wycofali się na dół. Po kilku dniach nastąpiła poprawa pogody i Polacy zdecydowali już w dwóch odrębnych zespołach zaatakować jeszcze raz ścianę. Zespół Dudrak-Preyzner postanowili przejść Drogę Klasyczną, natomiast zespół Strzelski-Zając wybrał Drogę Hiebelera, która wciąż nie miała polskiego przejścia zimowego.

Droga Klasyczna
Zespół warszawski rozpoczął wspinaczkę 19 lutego. Tego dnia dotarł pod Rote Fluh i przeszedł Trudną Rysę. Warunki w ścianie odbiegały od idealnych – twardy, czarny lód i wszechobecna szadź. Wieczorem 21 lutego przyszło załamanie pogody i z góry na miejsce biwaku waliły cały czas pyłówki. Następnego dnia pomimo tego, że pogoda się nie poprawiła, zespół osiągnął Żelazko, ale cały ich sprzęt biwakowy był kompletnie przemoczony i zalodzony. Cały dzień (23 lutego) zespół spędza na biwaku. W nocy dociera do nich zespół belgijsko-holenderski, który do tej pory podążał za Polakami. Po kolejnych dwóch dniach wspinaczki oba zespoły wspólnie dokończyły drogę i 26 lutego stanęły na wierzchołku Eigeru. Zimowe warunki na Eigerze wyjątkowo dały się wspinaczom we znaki – próby nie wytrzymał posiadany sprzęt; pękały śruby lodowe, pękł młotek lodowy a nowe włoskie raki Preyznera rozginały się.

Droga Hiebelera
Natomiast północny filar Eigeru określony przez Hiebelera, jako „najdłuższa droga lodowa Alp” stał się celem zespołu Bogdan Strzelski i Jerzy Zając. W ścianę weszli 18 lutego, pokonując pierwszego dnia łatwiejsze, dolne partie filara. Drugiego dnia dzięki robieniu 80 metrowych wyciągów posuwali się szybko do przodu. Bogdan Strzelski tak opisuje trzeci dzień wspinaczki:

20 lutego dotarliśmy pod prożek oddzielający nas od drugiego zachodu. Tu zaczynają się kolejne trawersy, tym razem w lewo. Minęliśmy miejsce najwyższego biwaku z 1977 roku, próg broniący dostępu do pól lodowych pokonując własnym wariantem, wiodącym rynnami – zimą wypełnionymi lodem. Pod koniec dnia, wspinając się już po ciemku, osiągnęliśmy początek 600 metrowych pól lodowych. Biwak założyliśmy w miejscu, gdzie nasz filar wrasta w pola ostrą grańką śnieżną.

Czwartego dnia wspinaczki wspinacze osiągnęli kopułę i pola podszczytowe, mijając po drodze grube pręty żelazne, zastanawiając się skąd one się tam wzięły. Polami podszczytowymi schodziły coraz częstsze lawiny pyłowe i stało się jasne, że nie da się ich pokonać do końca. Zespół zszedł więc trochę niżej i znalazł platformę biwakową. Załamanie pogody trwało całą noc, dzień i koleją noc. Szóstego dnia w ścianie rozpogodziło się, jednak z uwagi na ryzyko odmrożeń i obawę, że kolejny biwak może je dodatkowo pogłębić obaj zdecydowali się skorzystać z pomocy patrolowego helikoptera i szybko znaleźć się na dole. Pomimo tego, że szczyt nie został osiągnięty, to pierwsze zimowe przejście północnego filara Eigeru stało się faktem.

  • 1991 (przejście) Droga Klasyczna

Musiało minąć 11 lat, zanim zimą 1991 roku w ramach obozu centralnego PZA kolejnego przejścia północnej ściany Drogą Klasyczną dokonali Arkadiusz Gąsienica Józkowy i Jan Tybor (24-26 luty 1991).

Wspinaczkę rozpoczęli nocą 24 lutego wchodząc w ścianę po świeżych śladach, które jak się później okazało nie prowadziły Drogą Klasyczną tylko były śladami amerykańskiego solisty Jeffa Lowe, który tego samego dnia wszedł przed Polakami w ścianę z zamiarem wytyczenia nowej drogi – nazwanej później Metanoia. Polacy zorientowali się, że podążają złą drogą, ale powrót na właściwą kosztował ich dwa wyciągi o trudnościach V+. Na Trawersie Hinterstoissera nie korzystali ze stałych lin, co uznali za zbyt duże ryzyko. Drugie Pole Lodowe z 30 centymetrową, niezwiązaną warstwą śniegu było przedsmakiem tego, co ma do zaoferowania północna ściana. Po noclegu w miejscu Biwaku Śmierci, następnego dnia postanowili kontynuować wspinaczkę jednym ciągiem już do szczytu. Po wspięciu się Rampą, w skale pokrytej luźnym śniegiem za V+ A0, dotarli do Trawersu Bogów. Arek tak opisywał pokonanie Trawersu (Północna Ściana Eigeru, Taternik 1/1991):

Na tym odcinku odczuliśmy, co to znaczy kiepska asekuracja w północnej ścianie Eigeru. Około 120 metrów trawersu trzeba było pokonać korzystając z trzech zaledwie punktów asekuracyjnych i to raczej tych typu „psychicznego”. Jednak ostatnie 30 metrów Trawersu Bogów miało kilka starych haków, co przyjęliśmy z wielką ulgą.

Noc zastała ich podczas przejścia Pająka, ale z uwagi na brak pewności, co do utrzymania się pogody, kontynuowali wspinaczkę nocą. Najtrudniejszym fragmentem całej drogi okazały się Rysy Wyjściowe – około 150 metrów bardzo trudnej wspinaczki w skale zalodzonej, kruchej i na domiar złego pokrytej niezwiązanym śniegiem. O 9.30 następnego dnia osiągnęli wierzchołek Eigeru.

  • 1993 (przejście) Droga Klasyczna

Zimą 1993 roku zespół w składzie Janusz Gołąb, Wojtek Gumula i Stanisław Piecuch przeszli w 23 godziny Drogę Klasyczną. W ścianę weszli 22 stycznia o pierwszej w nocy i przeszli dolną część ściany na żywca (znali ją z próby, mającej miejsce dwa dni wcześniej). Pogoda była idealna i wydawało się, że wytrzyma do końca. Jednak podczas pokonywania Trzeciego Pola Lodowego zaczął sypać śnieg, a po osiągnięciu Biwaku Cortiego szalała już prawdziwa burza. Już po przejściu trudności zaczął wiać tak silny wiatr, że konieczne stało się założenie biwaku zaledwie 50 metrów pod szczytem. Po noclegu w jamach śnieżnych, następnego dnia rano rozpoczęli drogę zejściową, która zajęła im trzy godziny.

  • 1994 (próba) pierwsze zimowe Direttissimy Piola-Ghillini

W rok później, zimą 1994 roku pod Eigerem pojawił się Dream Team – Jacek Fluder, Janusz Gołąb i Stanisław Piecuch wspomagani przez Wojtka Gumulę. Celem tego doborowego zespołu było pierwsze zimowe przejście Direttissimy Piola-Ghillini (6b A4). Pomimo kilku wcześniejszych prób zimowych droga ta ciągle pozostawała bez zimowego przejścia. Zespół wszedł w ścianę wykorzystując okno pogodowe, podczas którego nie padał śnieg (na podejściu sięgał on do pasa). Podczas pięciu dni w ścianie nie zdołano, ze względu na padający śnieg i warunki w ścianie (dolne płyty za VI+ przysypane warstwą niezwiązanego śniegu), podejść do monolitu Rote Fluh. Wspinacze zniechęceni panującymi w ścianie warunkami wycofali się zjazdami do okna kolejki na Jungfraujoch.

  • 1994 (próba) Droga Klasyczna

W tym samym roku w maju pod ścianą pojawił się poznański zespół Maciej Przebitkowski, Mariusz Machciński i Krzysztof Weiss z zamiarem przejścia Drogi Klasycznej. W ścianę weszli 3 maja Weiss i Przebitkowski, którzy po osiągnięciu Trawersu Hintersoissera zawrócili z powodu pogarszającej się pogody. Zjechali Trudną Rysą i wycofali się ze ściany. Niestety dłuższe pogorszenie pogody nie pozwoliło na kolejną próbę.

  • 2001 (zrobiona) Direttisima Piola-Ghilini

W sierpniu 2001 roku Janusz Gołąb wraz z Grzegorzem Skorkiem przeszli na północnej ścianie Direttissimę Piola-Ghilini (6b, A4 ABO inf.). Jest to najtrudniejsza z przebytych przez Polaków dróg w Alpach i dopiero czwarte lub piąte przejście samej drogi. Polacy wspinali się na lekko, a cała akcja trwała 41 godzin (31 godzin efektywnie), co przy dotychczasowym czasie przejścia tej drogi, oscylującym w granicach 5 dni, było również jej najszybszym przejściem.

  • 2005 (zrobiona) Droga Kneza

W dniu 31 sierpnia 2005 roku poznański zespół Maciej Przebitkowski i Maciej Sokołowski dokonali prawdopodobnie pierwszego polskiego przejścia Drogi Kneza z 1982 roku, znajdującej się w prawej części ściany. Dwa dni wcześniej ten sam zespół wytyczył własne warianty (VI, TD, 300m) w prawej części północnej ściany do połączenia z Drogą Kneza. Oryginalna wycena drogi Słoweńca wynosząca IV+, zdaniem naszych wspinaczy powinna oscylować w granicach VI. W ich opinii droga jest krucha i nie zapewnia odpowiedniej asekuracji.

  • 2006 (próba) Droga Klasyczna

Zimą 2006 roku pod północną ścianą Eigeru pojawił się zespół Maciek Ciesielski i Jakub Radziejowski. Ich celem było przejście Drogi Klasycznej z 1938 roku. Zalegający na płytach „cukier” skutecznie spowalniał wspinaczkę zespołu. Efektem tego było mozolne przebijanie się przez teren, który przy dobrych warunkach pokonuje się z bez asekuracji w kilkanaście minut. Nie widząc szans na poprawę warunków, zespół wycofał się ze ściany.

  • 2007 (próba) Droga Klasyczna

Latem 2007 roku próbę przejścia Drogi Klasycznej podjęła czwórka wspinaczy: Marcin Szczotka, Marcin Księżak, Tomasz Kohler i Alfred Sosgórnik. Warunki, jakie napotkali w ścianie – głównie brak lodu, daleko odbiegały od idealnych. Skomplikowany przebieg drogi i kruszyzna spowodowały, że poruszali się zbyt wolno, aby zrobić drogę w zamierzonym czasie. Przez 10 godzin wspinaczki urobili zaledwie 15 wyciągów (główne w trawersach). Z tego powodu wycofali się zjazdami ze ściany.


Na 60 metrowym wyciągu udawało się założyć jeden dobry przelot
(fot. Alfred Sosgórnik/www.wspinaczka.info)


Jeden z wielu trawersów (fot. Marcin Księżak/www.wspinaczka.info)

***

Powyższe zestawienie przejść Polaków na północnej ścianie Eigeru pokazuje wyraźnie, że nasz wkład w historię eksploracji tej ściany nie jest zbyt znaczący. Z jedną nową drogą i dziesięcioma przejściami ściany nie możemy się równać z innymi nacjami, choćby Czechami czy Słowakami, którzy na swoim koncie mają pięć nowych dróg. Polskie zespoły najczęściej powtarzały Drogę Klasyczną (1961 r., pierwsze przejście polskie) – w sumie pięciokrotnie, z czego cztery razy zimą. Dwukrotnie (raz zimą) atakowali Drogę Hiebelera (w tym pierwsze wejście kobiece). Po jednym przejściu miały Droga Kneza i Direttissima Piola-Ghilini. Ta ostatnia pozostaje wciąż naszym najlepszym przejściem na ścianie.

Eiger wciąż ma bardzo dużo do zaoferowania wspinaczom. Co prawda pogarszające się w skutek ocieplenia warunki w ścianie sprawiają, że część dróg stała się niebezpieczna, to jednak pozostaje cała prawa strona ściany, która jest obiektywnie bezpieczniejsza i oferuje wiele czysto skalnych dróg o sporych trudnościach. Wypada mieć nadzieję, że polscy wspinacze będą częściej, niż dotychczas odwiedzać tę jedną z najbardziej znanych ścian na świecie.

***

Poprzednie artykuły o Eigerze:

Historia Eigeru – ściana północna. Cz.1

Drogi północnej ściany Eigeru – Cz. 2

Eiger nie tylko wspinaczkowo. Podsumowanie – Cz. 4

Mariusz Wilanowski

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Ilu weszło w 1957 ? [10]
    W tekscie jest że weszło 8, a podanych jest 7…

    9-10-2008
    trekker