13 listopada 2008 20:03

Wspinanie to pasja i sposób na życie – rozmowa z Markiem Rowińskim

Jesienią tego roku poprowadził słynny klasyk Chińskiego Maharadżę. To już któraś z kolei tak trudna droga w dorobku Marka Rowińskiego. Stała się po trosze pretekstem, by w końcu porozmawiać z Markiem o Jego wspinaniu, wspinaczkowych początkach, motywacji i marzeniach.     


Autoportret (fot. arch. Marek Rowiński)

Dorota Dubicka (wspinanie.pl): Na początek wielkie gratulacje i wyrazy szacunku za poprowadzenie Chińskiego Maharadży.

Mimo wrodzonej wady (brak palców u prawej ręki) zdecydowałeś się na wybór dyscypliny, w której akurat ta część ciała ma bardzo duże znaczenie. Stąd ta poprzeczka do pokonania, zarówno fizyczna jak i psychiczna, u ciebie ustawiona jest nieco wyżej. Skąd więc pomysł na wspinanie?

Marek Rowiński: Tak naprawdę chyba dwa zdarzenia zadecydowały, że się wspinam… Kiedyś, wykręcając jak najkrótszy czas przejścia całej Orlej Perci, zobaczyłem wspinaczy na południowej ścianie Zamarłej Turni. Ten widok tak mnie zafascynował, że spędziłem kilka godzin na skalnej półce… Nieco później obejrzałem "Krzyk Kamienia" Wernera Herzoga, no i totalnie mnie wzięło.

Który to był rok?  

1995. Pierwsze dwa lata to nauka, czy w ogóle dam radę… Przełomem było wspinanie na Zakrzówkowym Freneyu. Wspinaliśmy się taką zgraną paczką, która nawzajem się dopingowała, podpowiadała patenty, toczyła wieczne rozmowy o metodach treningowych, górach i życiu… To właśnie przełamywanie kolejnych barier i stereotypów, wolność od szarej  codzienności, "wolni duchem" ludzie, kontakt ze skałą i przyrodą – to jest to, co pozwala rozwinąć "żagle".

Są ludzie, dla których wspinaczka to swego rodzaju pomysł na życie, ba może nawet jego sens. Jak to jest u ciebie?

To pasja i sposób na życie…

W tym roku poprowadziłeś Chińskiego Maharadżę, wzorzec drogi palczastej! Tak więc wyzwanie dla ciebie szczególne. Dlaczego akurat ta droga?

Uwielbiam wspinać się po długich, trudnych klasykach, wybitnych formacjach. Na pewno ma na to wpływ mityczne 6.5 Piotra Szalonego Korczaka i cała wokół tego otoczka, a także sekcja wspinaczkowa na Koronie.

Zabrzmi pewnie sztampowo, ale zapytam :-) Ile czasu spędziłeś na Maharadży, ile było solidnych dni pracy nad drogą?

Prób prowadzenia na Maharadży było kilkanaście, a rozpracowanie jej zajęło około miesiąca.

Maharadża to właściwie pretekst do naszej rozmowy, bo przecież masz już za sobą tak trudne drogi. Cyfra ma dla Ciebie szczególne znaczenie?

Od zawsze przyciągały mnie po prostu piękne linie dróg, estetyka przechwytów, ekspozycja i przestrzeń, mierzenie się z mitem – stąd właśnie w tym roku Chiński Maharadża, a wcześniej inne „sześć piątki”: Montokwas, Wzlot, Potępienie. Poza tym najtrudniejsze psychicznie, bo pierwsze moje VI.5, czyli Skalne Sztafety oraz najtrudniejsza Kobzdra VI.5/5+.

Moim najlepszym przejściem OS jest Kombinat Modlitewny VI.3 oraz 7a w Céüse. Jednak rzeczywiście największą frajdę sprawia mi poprowadzenie trudnego RP.

Zaplanowałeś sobie już kolejny sezon? Czy ty w ogóle „coś musisz” we wspinaniu, czy traktujesz to na luzie?

Jeśli chodzi  o przyszły rok zamarzyło mi się Przybycie Tytanów i Imperium Kontratakuje. Jednak jeśli te drogi nie padną, bo mnie przerosną, to świat mi się nie zawali… Każdy ma jakąś swoją górną granicę, do której mniej lub bardziej świadomie dąży i z tym trzeba się pogodzić.

Masz opracowany specjalny cykl treningowy? Zima na ściance, czy gdzieś zupełnie poza panelem?

Zimą, jeśli tylko są dobre warunki, to drytooluję na Zakrzówie lub realizuję przejścia graniowe w Tatrach. Panel to ostateczność dla utrzymania formy do wiosny.

Tatry wspinaczkowo jedynie zimą?

Moje Tatry latem to wspin na południowej ścianie Zamarłej Turni, północnej Mnicha i zachodniej Kościelca. Jak na razie tak do ósmego stopnia trudności, ale w przyszłym roku, kto wie? Co jakiś czas także wracam w wysokie góry (jak dotąd był Mont Blanc, Elbrus, Uszba..).

My tak w kółko o wspinaniu, a przecież nie samym wspinaniem człowiek żyje. Co dla Ciebie jest jeszcze w życiu ważne?

Uważam, że tak na prawdę liczy się apetyt na życie i pasje, które nas wewnętrznie wzbogacają. Sam jestem nieźle zakręcony fotografią i podróżami z nią związanymi. Poznawanie nowego, swego rodzaju głód przeżywania daje nam siłę i motywację.

A tak a propos innych fascynacji, to ostatnio jestem pod ogromnym wpływem islandzkich formacji: Sigur Ros, Mum, Norwega Ketila Bjornstada. No i zawsze był mi bliski Marillion.

Dziękuję Ci za rozmowę i życzę spełnienia marzeń!

Dorota Dubicka

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Ech, ta korekta, a raczej jej brak... :( [2]
    Ile machów ma MaCHaradża?

    13-11-2008
    zbooy