30 listopada 2008 08:01

Australia cz. 4 – Władcy Much i Boruta w Górach Błękitnych

  • 10.11.2008

Dobiliśmy do wschodniego wybrzeża Australii.  Po blisko 40 dniach od rozpoczęcia naszego tripa osiągnęliśmy jeden z naszych celów- udało nam się przebyć największą „wyspę” świata drogą lądową.

Ale co z naszym zasadniczym planem? Czas ucieka, a my wśród mnóstwa perypetii  wciąż nie mamy namierzonej dziewiczej skalnej ściany na wytyczenie nowych dróg wspinaczkowych! Co więcej forma wcale nie nadzwyczajna, bo ciągła podróż i zmiana klimatu dają się we znaki. Czy wyobrażacie sobie, że w drodze z Perth do Sydney zegarki przestawiamy aż 4 razy coraz bardziej oddalając się od „naszego czasu”? Zrobiliśmy 10 tys. km samolotem, kolejne 10 tys. km autem, teraz to już będzie i z 10 godzin różnicy czasu. Jesteśmy na końcu świata, dalej pojechać się po prostu nie da…

  • 11.11.2008

Położone zaledwie dwie godziny drogi od Sydney Blue Mountains to ostatni etap naszego tripa. Nigdy wcześniej byśmy nie przypuszczali, że to właśnie tutaj, pod nosem wielomilionowej metropolii znajdziemy najmniej wyeksplorowane skalne ściany w całej Australii. I to bynajmniej nie dlatego, że tutejsi  wspinacze są mało aktywni. Wprost przeciwnie, boom eksploratorski kwitnie, a ponad 50-ciu niestrudzonych lokalsów od wielu lat podejmuje trud wytyczania nowych dróg. 


Większość ścian osiągalna jest jedynie ze zjazdu, ale jak je namierzyć..

Tak tak, Australia to nie Madagaskar ani Chiny z połaciami nikomu nieprzydatnych dziewiczych ścian. Na szczęście zostało jeszcze coś i dla nas. Matka Natura i w tym przypadku obdarzyła ten niezwykły kontynent ponad miarę. Rozmiar XXXL tyczy się również Blumsów, które wraz z kilkudziesięciokilometrowym skalnym murem oraz otaczającą go fauną i florą trafiły na listę UNESCO.  Mimo, że najatrakcyjniejsze ściany pokryte są siatkami dróg, fantazyjnie pomarańczowego piaskowca jest jeszcze trochę.  Wśród wspinaczy moda na swoją drogę, podobnie zresztą jak na swój dom w Blumsach, jest tu całkiem spora.

  • 12.11.2008

Jak się okazuje, lokalni wspinacze najlepsze z nowo odkrytych miejscówek trzymają z dala od przybyszów ze starego lądu. Radzimy sobie więc, jak możemy. Uderzamy do Grand Valley – sąsiedniej, mniej wyeksplorowanej doliny. Położona jest na północnej krawędzi kanionu Piercess Pas. Jak na złość aura od wielu już dni wybitnie nie sprzyja. W nocy leje non stop, a w dzień na przemian z lampą i 30 stopniowym upałem. Zacieknięte ściany już prawie są suche, gdy nagle dwudziestominutowa burza niweczy wszystko. Znów czekamy.  


Egzotyczne podejście pod nasz sektor (fot. Jacek Kudłaty/SIGMA/Pro)


Czeszemy busz, odkrywamy skały (fot. Jacek Kudłaty/SIGMA/Pro)

  • 22.11.2008

Dziś nastąpiło apogeum pogodowych anomalii – dowaliło śniegiem. To nic, że w Australii, ale na wstępie lata to chyba jednak przesada. Niech ktoś mi jeszcze powie, że klimat na naszej planecie ma się dobrze..

Pod wpływem emocji (czytaj płatków śniegu za oknem) zapomniałbym o najważniejszym: udało nam się wynaleźć kawał naprawdę fajnej ściany. Dwie linie osadzonych przez nas (za pomocą ultralekkiego, cudownego sprzętu Boscha) spitów wyznaczają kierunek wspinaczki. Pozostało nam wierzyć, że tutejsza zwariowana aura wyznaczy nam jeszcze dzień, w którym kierunek ten skutecznie obierzemy :-)

  • 25.11.2008

Jest i on. Na dwa dni przed naszym wylotem, kiedy psycha zupełnie nam podupada, huraganowy wiatr przegania niskie, czarne chmury. To nierealne abyśmy w jeden dzień zrobili pierwsze przejścia, potem jeszcze film i fotki,  ale wspominając trzy ostatnie wyprawy zawsze tak jakoś to wychodziło. Jakieś cholerne fatum, czy to może już raczej tradycja..


W połowie 150-metrowej ściany. Z niej startują nasze projekty (fot. Jacek Kudłaty/SIGMA/Pro)

Władcy Much 27(7c) i Boruta 26(7b) to nasze nowości w Blumsach. Nazwy tej pierwszej nie muszę chyba tłumaczyć, jak tylko było słońce pojawiały się i muchy – bezsprzecznie największa upierdliwość Australii i to bez względu na szerokość geograficzną.

Mateo słusznie zauważył:

Wiążesz się z nimi liną i towarzyszą Ci do ostatniej wpinki – to się nazywa oddanie..

Boruta to bohaterka polskiego lata A.D. 2008. Jadąc do Australii wiedziałem już, że krowa która uciekła z rzeźni i nie dała się tam ponownie zawieść to ucieleśnienie prawdziwej wolności i wymarzona nazwa na drogę.  Marzenia jak widać lubią się spełniać :-)


Sławek w zetknięciu z piaskowcem Gór Błękitnych (fot. Jacek Kudłaty/SIGMA/Pro)

Poprzednie relacje:

***

Jack Kudłaty (SIGMA/Pro)

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum