1 grudnia 2009 14:34

Boulder Szpil 2 – relacja

Zawody Boulder Szpil na Transformatorze to impreza o ustalonej renomie. Miłośnicy zdrowej rywalizacji zwabieni dwudziestoma przystawkami, po których mogą wspinać się przez dwie godziny, energetyczną atmosferą i możliwością spotkania znajomych narwańców z całej Polski, coraz liczniej stawiają się na ligockiej hali.

W tym roku niezbędna okazała się ograniczona ilość miejsc! Nie liczyła się, jak na zawodach Masters pozycja w ogólnoświatowym rankingu, tylko szybkość zapisów. Jeśli ktoś zwlekał z tą czynnością do dwóch tygodni przed zawodami (co chyba nie jest jakimś wielkim lekceważeniem sprawy), musiał sprawdzić swoją moc już o 8:15 rano. Nie tylko katorżniczy trening, metody około treningowe, takie jak wstrzemięźliwość seksualna, czy całkowita abstynencja alkoholowa, ale także umiejętność wykrzesania mobilizacji o tak wczesnej godzinie pochłaniały zawodników w okresie przygotowawczym.

Organizatorzy podzielili trzystu zawodników, wśród których znaleźli się także sąsiedzi zza wschodniej i południowej granicy na pięć 60-osobowych grup. W czasie, gdy zawody pucharowe pod szyldem PZA startują dopiero pod koniec listopada i gromadzą maksymalnie kilkudziesięciu zawodników, na halę Transformatora coraz trudniej się dostać.

Żeby powspinać się z chłopakami w finale, trzeba było zrobić osiemnaście z dziewiętnastu przystawek. Kobiety chcące rywalizować o podium musiały mieć na swoim koncie co najmniej cztery. Z jednym zastrzeżeniem: przy identycznej ilości topów pierwszeństwo dostania się do finału posiada osoba z wcześniejszej grupy. Na szczęście na zawodach Boulder Szpil to przepisy są dla zawodników, a nie odwrotnie i w pewnych wyjątkowych sytuacjach, przy wspólnym zaangażowaniu można je obejść.

Ośmiu zawodników pokonało osiemnaście boulderów, z czego trzech walczyło w pierwszej grupie, a czterech w drugiej. Jedynym, który zrobił taką samą ilość przystawek, a według przepisów miał w finale nie wystartować, był nie kto inny tylko Andrzej Mecherzyński-Wiktor. Jest to człowiek, który z wielkim trudem dźwiga ciężar poranka, a pełny wachlarz swoich umiejętności psycho-fizycznych rozwija dopiero koło godziny siedemnastej. Na szczęście w trudnej chwili na pomoc przyszli koledzy, którzy drogą jawnego głosowania przygarnęli Mechaniora do swojego grona, likwidując tym samym niewygodny przepis. To się nazywa zdrowy duch rywalizacji!

Zawody na Transformatorze, które wcześniej nosiły nazwę bit&boulder zasłynęły z oryginalnej formuły finałów. Każdy z sześciu zawodników układał swoją przystawkę na osobnej ścianie i startował na niej jako ostatni. Niezrobienie boulderu własnego autorstwa było karane odjęciem podwójnej liczby punktów. Taki pomysł na rywalizację najlepszych jest szeroko lubiany i ceniony. Osoby, którym przypadły do gustu widowiskowe bouldery z zeszłego roku: skok w dachu z lotem poziomym Bunscha, skok z wybiciem nogą ze startowego chwytu Jodłowskiego, czy skok w bok za krawędź Mecherzyńskiego-Wiktora poczują się zawiedzeni. Formuła Boulder Szpilu została zmieniona. Główną przyczyną była chęć skrócenia zawodów, które odbywają się w ciągu jednego dnia. Nie udało się, zawody skończyły się o pierwszej w nocy.

W tym roku rywalizacja finałowa wróciła do starego modelu, w którym to profesjonalni route setterzy zajmują się układaniem, a zawodnicy wspinaniem. To nie wszystko, organizatorzy katowickich zawodów pewnie nie mogliby spojrzeć w lustro, gdyby zerżnęli oklepaną formułę zawodów pucharowych i nie spróbowali wnieść nic nowego do nudnej rywalizacji boulderowej. Na zawodników, którzy nie musieli chować się w strefie izolacji, czekały długie przystawki (15-20 ruchów), na których pokonanie mieli po cztery próby. Trzy najlepsze wyniki na poszczególnych problemach liczyły się do ogólnej klasyfikacji. Każdy chwyt został policzony za dwa punkty, a jak łatwo się domyślić najlepszym z możliwych wyników mógł być 3xTOP. Do takiej sytuacji jednak nie doszło, bo przystawki zostały pomyślane tak, żeby nikt ich nie skończył.

Największą moc i zapas pokazał Marcin Wszołek, który szturmem wraca na pierwsze miejsca podium. Tylko na drugim problemie swoją groźnie naprężoną bułką próbował przestraszyć go Piotr Bunsch, ale na trójce sytuacja znowu się odwróciła. Drugie miejsce wywalczył Aleksander Romanowski, a na trzecim stopniu podium stanął Piotr.

W rywalizacji kobiet sytuacja była podobna. Kinga Ociepka walcząc nie tylko ze swoimi koleżankami, ale także z demonem jej poprzedniego wypadku, pokazała wielką klasę zawodniczą i wygrała Boulder Szpila. Wielkie słowa uznania należą się Agacie Wiśniewskiej, która wiodła prym na krawądkowej dwójce i wywalczyła drugie miejsce oraz Oliwki Bechyne-Goś, która zajęła trzecie miejsce pokazując ogromny zapas statycznej siły.

Finały:

Kobiety:

  1. Kinga Ociepka
  2. Agata Wiśniewska
  3. Oliwka Bechyne-Goś
  4. Edyta Ropek
  5. Marta Czajkowska
  6. Julia Zaniewska

Mężczyźni:

  1. Marcin Wszołek
  2. Aleksander Romanowski
  3. Piotr Bunsch
  4. Kuba Jodłowski
  5. Andrzej Mecherzyński-Wiktor
  6. Jakub Główka
  7. Jakub Ziółkowski
  8. Łukasz Dudek

Konrad Ociepka




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum